Zaczelo sie od kupna - poczatek maja bodajze 3 maj 2005r. wszystko pieknie ladnie [auto sprowadzone z francj - bez oryginalnego dowodu bo zostalo wymeldowane] za 3 dni bylem w urzedzie aby zarejstrowac i klops nie da sie. Chca inny certyfikat - ok handlarz sciaga mi kolejny certyfikat - po 2 tyg. jest - ide do urzedu uradowany : Zonk - to nie to. Mam kopie dowodu ale oni chca potwierdzenie notariusza pod nim - dzwonie do handlarza on zalatwia z francji. kolejne dwa tyg. mijaja. Wczoraj bylem kolejny i ostani raz i odmowa kolejna. Nie podoba sie pani. Musi byc jednak oryginalny dowod. Ale na wyrejstrowaniu auta pisze wyraznie ze dowod zostal zatrzymany w francji w urzedzie i na to miejscie jest potwierdzenie - ale pani swoje. Ok zabieram papiery jade do handlarza: Gniezno. idziemy do urzedu. 1 certyfikat + fvat za samochod: 10 min auto zarejstrowane.
A ja bylem u siebie [Belchatow] z 10 razy w urzedzie, i u kierowniczki rowniez i nic sie nie dalo zrobic.
Czy w Polsce prawo jest inne dla kazdego wojewodztwa?
Czy po prostu pani powinna dostac w pysk - brzydko mowiac?
Teraz musze czekac na twardy dowod i dopiero bede mogl zarejestrowac auto w moim miescie.
W sumie do auta mialem 8 papierow francuskich + papiery akcyzy przeglady itd.
Nie wiem czy plakac czy smiac sie z tego.
Stracilem 150zl na nie potrzebne tlumaczenia oraz ogromna ilosc nerwow...
I my jestesmy w uni? Pytam w ktorej. Chyba w kazdym urzedzie jest inna unia