No i walki część dalsza, dzisiaj podpinaliśmy znowu pod komputer i 0 błędów, żadnych niepokojących
faktów, przez sobotę jeżdziłem ok 100km i nic, wczoraj 20km w tym dwa razy się włączyła koneweczka
i zaraz po tym sama gaśnie. To samo dzisiaj, dotąd zrobiłem 80km i dwa razy miałem ten alarm.
Zdjęta osłona, styki i kostka czyściutka jak z salonu, psiknąłem profilaktycznie kontaktem, ale
nie sądzę, by to cokolwiek zmieniło, po tym oczywiście po jakimś czasie znowu się zapaliła na moment.
Do tego jakby mało było stresu, zacząłem słyszeć delikatne terkotanie podczas jazdy, jak jest
na obrotach, coś jakby któryś popychacz zaczął sobie klekotać, tak delikatnie.
Może coś się przytkało w hydraulice? co to może być? Jak zwalniam na biegu znika, jak dodaję
gazu pojawia się, takie subtelne bardzo, po podniesieniu maski w sumie nic nie słychać, jedynie przy
zamkniętych drzwiach w kabinie wyraźnie. Powinienem się zacząć uzbrajać w pampersa czy włączyć
głośniej radio i przestać "srać ogniem" jeżdżąc dalej, wyjdzie w końcu i ten czujnik i hydropopychacz
jeśli to któryś się przytkał, to się odetka czy jak? czy sprzedać i kupić seicento, spać spokojnie,
bo odkąd kupiłem, wszystko jest super, ale ciągle radość przytłumiona jest stresami i opowieściami
jakie to padło jest i już w końcu coraz gorzej sypiam i ciągle zamiast jeździć i cieszyć się,
że mam fajną furkę, słucham, sprawdzam, myślę i spać nie mogę coraz częściej ...
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)