Na początku powiem, że wcale nie chciałem, to znaczy udało się przypadkiem.
Uciekał mi płyn, niedużo, to dolewałem.
Była zaplanowana trasa, do mechanika się nie wbiłem, co tam, jakoś to będzie. Jedziemy.
Auto się zagrzało, kontrolka zaczęła migać że już brak płynu a dopiero co dolałem do maxa

Zjeżdżam na parking, nie gaszę silnika, macha w górę a tu z węża łączącego chłodnicę z silnikiem strzyka na mnie płyn i to tak konkretnie. Zgasiłem silnik, rozszczelniłem korek na zbiorniczku wyrównawczym i wycieram wąż. Taśma izolacyjna wyciągała sie trzykrotnie ale jakoś to zawinąłem i dalej w drogę. Ujechałem z 500m a spod maski dym! Sobie myślę znowu jakaś wtopa, i rzeczywiście, zapomniałem zakręcić korka
Cały silnik usmarkany w borygo. Na stacji benzynowej od razu kupiłem 5l bańkę, dopełniłem i w drogę. Takiego banana na twarzy to ja dawno nie miałem jak zobaczyłem że wskazówka pokazuje temperaturę
Od tej akcji minęło ze 2 tygodnie a wskazówka nadal pokazuje.
Gadałem o tym z mechanikiem i wychodzi na to że ten 4pinowy czujnik nie miał masy. Dziwne bo w sumie on jest wkręcony w króciec, a ten do bloku silnika. Z drugiej strony jeśli silnik ma słabą masę mogłoby to skutkować niedziałaniem wskaźnika?
Czasami opada mi wskazówka prędkościomierza ale jej pomaga BĘC w deskę z góry wiec raczej to niema związku.
Kto ma pomysł na tą zagadkę?