Tydzień temu przywiozłem od naszych sąsiadów moje pierwsze Audi
.
Cud miód, przyjemność z jazdy, ale zmartwiły mnie problemy z odpaleniem samochodu przy mrozach -17. Odpalił, ale po kręceniu przez jakieś 15 sekund...no i później oczywiście chmura dymu.
Fakt, ze mróz trzaskający, ale mój pierwzy Merc Beczka stary klekot przy -20 palił na dotyk.
2 dni temu oddałem OOOO do mechaniora na wymiany olejów, filterków, rozrządu itp itd, no i okazało sie, że wszystkie 5 świeczek było kaput !
Gościu sprawdzał je nawet przy mnie.
Jak to możliwe, zeby padły wszystkie naraz? No i przy takim mrozio odpoloł?
CUD?
Tyle z ciekawostek...
Po odbiorze autka od mechaniora mam kanarka, albo jakąś inną skwieczącą ptaszyne pod maską. To chyba nowy pasek - ten co napędza pompe skwierczy.
Zdjąłem plastikową obudowę, popsikałem siliconsprayem, posypałem talkiem no i obaczim. Narazie jest cicho, a jak znowu się zacznie? Macie jakiś złoty środek na takie piskoty? Może pasek do kitu? A może się "wyrobi"?