Postanowiłem dziś zmienić opony na zimowe. Szczęka mi opadła, kiedy po zdjęciu prawego tylnego koła zobaczyłem tkwiący w oponie wkręt o średnicy ok 4mm. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że z tym wkrętem i przebitą na wylot oponą przejechałem 3 tys. km, a licho wie ile poprzednia właścicielka, i nie schodziło powietrze
Wiem, że tak było od początku, bo od początku coś z tyłu stukało - mechanik, który przeglądał samochód tuż po sprowadzeniu, na początku sierpnia stwierdził, że łożysko jest dobre, a że stuka, no to trudno żeby nie stukało, kiedy opona ma może 1 mm do końca i 9 lat - "Pewnie się zowalizowała", stwierdził.
Wolę nie myśleć, co stać by się mogło, gdyby ten wkręt przesunął się przy dużej prędkości i gdyby nagle zeszło powietrze ( zeszło w kilkanaście sekund po tym, jak wyciągnąłem go kombinerkami).
Nawiasem mówiąc samochód zrobił się nie ten sam, jest o wiele cichszy, bo stukanie stukaniem, a huczenie moich zużytych Michelinów, to druga sprawa.
Morał z tego taki, że nie ma co oszczędzać, bo można sobie bałaganu narobić, że aż strach. Powinienem był te opony wymienić w sierpniu, a nie dojeżdżać za wszelką cenę.
M