Honda Accord Sedan
kill może nie kill. Jechaliśmy drogą 94 od wlotu do dąbrowy w strone sosnowca. Wyprzedzaliśmy sie nawzajem po kilka razy kiedy któryś z nas zjeżdzał na prawy pas i tak do świateł pod REALem. Stał za mną, droga sucha, chłopcuś jechał z panną stoi centymetr za mną i gazuje furke, więc czemu by nie zrobić tego samego. Zgasła zielona strzałka w prawo, obrotu ustalone na 3.5 tys, żółte, lekki upust sprzęgła, zielone, głowa w zagłówek, gość nie zaspał bo ruszyliśmy równ tylko, że z racji mojego Q odskoczyłem mu na kilka metrów, 2 i 3 bieg niestety już nie tak ochoczo siedział na zderzaku, więc i ja przed mostem na siedemdziesiątkach zwolniłem do zbliżonej tam prędkości, jadąc prawym pasem. Gość doszedł mnie na wysokości castoramy, jedzie obok równo i gapi sie do środka i nagle pedał w podłoge lecz niestety było czerwone i zabardzo mu nie wyszło. Stanelimy na pierwszej linii na światłach, on lewy a ja prawy zewnętrny, na środkowym jakieś tico. Gapcy sie na mnie i nadal gazuje fure, dziewczyna jego raz na mnie raz na niego, ten ściska kierownice, coś mamrocze pod nosem, widać że mu rośnie, myśle sobie, żeby Ci żyłka nie pękła. Tam asfalt był mokry, a przynajmniej wilgotny. Tym razem obrotki na 4 tys pokazując mu że łatwo skóry nie oddam, ten nadal gazuje to swoje coś. Żółte gość wyrwał, zielone i ja wyrwałem. Tylko że on sie ślizgnął lekko a moje kakałko skoczyło jak kopnięte w dupe do przodu bez zająknięcia, 1- do końca, 2 do końca, tutaj już jest 2 długości za mną, 3 bieg do 4-5 tys i widze, że gościowi już sie nie chce, zjechałem na lewy, ominąłem kilka aut gość podjeżdza z tyłu, zjechałem na prawy, ten przedemną też prawy, mrugnął kierunkami "prawo lewo" i pojechał bo ja zjechałem pod auchana
Cieszące takie doznanie. Osobiście nie wiem co tam pod maską siedzi ale liczyłem na to że honde stać na więcej. Najprawdopodobniej to było 2.0 benzin 155 koni. Czyli mój baton jeszcze daje rade jako tako
I drugi już nie kill ale jechałe za mną srebne A3 i dawało po lusterkach więc mu depnąłem z lekka tak tylko żeby sie stop zaświecił a on nic, dalej za mną. Doijechaliśmy do przejazdu na gtórym trzeba sie zatrzymać żeby auta nie urwać. On nie zatrzymał sie i zaczyna mnie omijać. Zwolnił więc na 2 byliśmy równo. Droga zupełnie pusta więc mówie sobie "ja go naucze". Nauka nie trwałą długo bo na 3 biegu już go zbrakło. Pech chciał że zjechał potem pod nasze wiejskie centrum handlowe ( czyt. biedronka), ja byłem tam wcześniej i zdążyłem wejść do środka on podjechał i ze 3 razy obchodził moje do okoła i też poszedł do szklepu
Widać był bardzo niepocieszony że taki stary kredens mu sie nie dał
Następnym razem będzie wiedział, co znaczy "STOP"