Chłopy - dajcie se już na luz z tą zgadywanką, bo (z tego co wiem) - auto przed naprawą było sprawne, a po "naprawie" już nie jest i o jakiejkolwiek przypadkowości nie ma raczej mowy ... .
Ponadto,
o ile dobrze zapamietałem pewne fakty z rozmowy telefonicznej - Kolega Baphomet zbyt wielką nadzieję pokłada w kawałku druta i laptopie, a "zapomniał" (??) nam napisać, że był obecny podczas pomiaru ciśnienia sprężania i osobiście trzymał w ręce
manometr, który wskazał na poszczególnych cylindrach od 5 do 25 jednostek.
Jak widać ani jeden cylinder nie cechuje się wymaganą fabrycznie wartością (29-30), a maksymalny (moim zdaniem i tak zbyt zachowawczo określony przez producenta) rozrzut (do 5 jednostek) również wykracza poza wszelkie dopuszczalne granice.
Nawet gdyby hipotetycznie podejrzewać, że druciarze nie zachowali warunków pomiaru (silnik rozgrzany do > 30*C) i że akku nie było w pełni naładowane, to odstępstwo od minimalnych "granic" i tak jest stanowczo zbyt wielkie aby uznać pomiar za niewarygodny ... .
Gdyby nie to, że niedostatki kompresji tak bardzo różnią się pomiędzy cylindrami, zaproponowałbym Baphometowi sprawdzenie drożności całego układu dolotowego, podejrzewając na przykład jakąś szmatę pozostawioną w jednym z kolektorów, lecz taka teoria nie bardzo mi pasuje do niektórych "logów".
Gdyby coś hamowało lub zatkało sprężarę (obojetnie po jakiej stronie - ssącej lub wydechowej), to różnice pomiędzy cylindrami również nie powinny być tak drastycznie wielkie ... .
Zależnie od generacji AFB - zwróciłbym uwagę na działanie klapy gaszącej (o ile w tym silniku wogóle występuje) .... lecz unieruchomiona w pozycji zamkniętej - tak samo jak w powyższych przykładach - nie generowałaby różnic pomiędzy cylindrami (tak myslę, ale też nigdy nie prowadziłem tak druciarskich eksperymentów
) .
Innych koncepcji na odległość nie posiadam, bowiem cała ta sprawa śmierdzi od pierwszej chwili, kiedy to serwis wymieniający hydaulikę zawyrokował niesprawność nowych (czy aby na pewno???) i (ło matko) oryginalnych hydropopychaczy.
Jak długo grzebię się w tych motorach - nigdy jeszcze się nie zdarzyło żeby nowy popychacz szwankował.
Na marginesie - moim zdaniem - śmiesznie niska cena za "naprawe" - raczej wyklucza zastosowanie cześci oryginalnych, nawet gdyby były kupione w DE ... .
Kończąć nie przychodzi mi do głowy żaden inny konstruktywny pomysł od tego, żeby odwieźć samochód do innego warsztatu. Tam - szczerze i bez pomijania najistotniejszych faktów - należy przedstawić całą sytuację i poprosić o - tym razem rzetelną - naprawę.
Osobiście wygląda mi to na pomylone fazy rozrządu (oby tylko to), lub "jakieś inne zdarzenie", przy którym Baphomet nie był obecny (np. kolizja w silniku podczas pierwszego rozruchu po "naprawie") .
Wypowiedziałem się na podstawie takich faktów, jakie do mnie dotarły z lektury forum i podczas rozmowy telefonicznej. Jeżeli istnieją inne okoliczności tej dziwnej sprawy - o których nic mi nie wiadomo - proszę moją wypowiedź traktować jako niebyłą ... .
Mówiąc najkrócej - silnik nie ma luftu albo otrzymuje go w innym czasie niż tego potrzebuje. Problem leży w układzie ssąco-dolotowym (mało prawdopodobne) lub w układzie rozrządu (bardziej prawdopodobne).
Naturalnie nie neguję wypowiedzi, które pojawiły się przed moim postem - były takie jakie mogły być na podstawie dostarczonego "materiału diagnostycznego".