Baron napisał(a):
rado napisał(a):
Baron napisał(a):
rado napisał(a):
Silnik na pewno nie jest zalany G12 no i ten znak zapytania na tylnej klapie nie wiem co ma oznaczać.
Co do wgniotów to w salonie można wybrzydzać. Też wolę wgniota czy dwa i ori lakier.
Ze zdjęć nie mam się do czego przyczepić. VAG i oglądać
Na badanie lakieru też mogę się pofatygować chyba, że już Jędrek obadał sprawę.
Z jednej strony racja ale z drugiej doprowadzenie tej blacharki do jakiegoś stanu może kosztować więcej niż głupia wymiana zawiechy czy inna naprawa. Dlatego osobiście wolałbym dobrze pomalowane auto po takich wgniotach niż oryginalny lakier który zaraz nie będzie oryginalny bo coś z nim trzeba zrobić.
Oglądałem kilka aut z Włoch i wiem że trzeba je szczególnie prześwietlić.
Kiedyś trfiła mi się A8 która nawet nie miała Quattro mimo wszędzie oryginalnych emblematów (z fabryki wyszła z oznaczeniami quattro). Była grzebana chyba wszędzie. Zawsze włochy były zaniedbane. Wspomnianą A8 kupił gość z mojego miasta i od mechaniorów dowiedziałem się że wsadził w nią 15 tys i dalej to nie jeździ. To tylko ku przestrodze żeby się na minę nie wsadzić.
Jak dla mnie to podstawowe kryterium kupowania używki.
Nawet jakby zawiecha była do roboty i co tam jeszcze można sobie wymarzyć to i tak brałbym ori lakier.
Sprawy mechaniczne i tak na bieżąco trzeba naprawiać a ori blachy nic nie zastąpi. Wszystko proste i przede wszystkim żaden brudny paprok się nie dotykał do tego no bo i po co?
A koszt naprawy tych wgniotów na pewno nie przekroczy całego malowania.
Nie wiem dlaczego każdy malowany samochód musi według niektórych być szrotem który jest oblepiony kilogramami szpachli i nawbijanymi muchami.
Pewnie często się to zdarza lub coniektórzy to praktykują stąd te skrzywione poglądy.
Miałem parę aut i często malowałem elementy tylko dlatego że były lekko porysowane a polerka nie dawała efektu. Robiłem to zawsze u naprawdę dobrego lakiernika. Chyba nie jestem skrzywiony pod tym względem bo znajomi robią podobnie. Ostatnio prysnąłem sobie zderzaki bo wyglądały nieciekawie (odpryski, zarysowania). Dla mnie samochód bezwypadkowy ale z odświerzonym profesjonalnie lakierem ma większą wartość niż poobijany, porysowany ori lakier w 10-letnim aucie. Oczywiście w obu przypadkach podstawa to bezwypadkowość.
Dlatego pisałem o tym konkretnie aucie z tematu że oprócz wgniotów lakier nie jest w dobrym stanie. Może się myle ale nie wierzę że włoskie 10-letnie auto ma lakier w dobrym stanie. Może nie bawmy się w opowiadanie historii o przypadkach wożenia ziemniaków przez niemca czy innego belga tylko poczekajmy na opinie naocznych świadków opisywanego auta.
Tak czy inaczej nawet ewentualny średni stan lakieru nie przekreśla tego auta jeżeli cena będzie adekwatna.
Ależ oczywiście, że tak. Ja się zgadzam z Tobą.
Nigdzie nie neguję takiego biegu wydarzeń jedynie przykład i wybór przed jakim niegdyś stanę.
Będą stały dwa obok siebie: jeden malowany cały a drugi porysowany ori.
Biorę drugiego, maluję i mam 100% pewność, że jest nie bity a równie piękny.
Dla mnie nie każdy malowany samochód szrotem ale 90%.
Takie podejście mam z bardzo prostej przyczyny a mianowicie widzę "fachowość" jaką prezentuje przytłaczająca większość mechaników, lakierników itp. (zresztą w każdej branży).
Sam przyznasz, że mało osób idzie malować do dobrego zakładu, bo ma rysy na błotniku.
Piszę ogólnie, ale akurat ten egzemplarz jest całkiem całkiem jak na włocha