Ja kiedyś, jak przyprowadziłem niuńkę zza Odry to na krótko, do czasu zapełnienia portfela na potrzeby niuni
wlałem syntetyla Lotosa. Przejechałem na nim jakieś 2000 km. Jak potem zacząłem wymieniać stare podzesopły na nowo zakupione, między innymi pokrywę michy olejowej, bo oryginalna była pęknięta i trochę z niej kapało to doznałem szoku. Zlałem olej (gorący) a tu mi do wiaderka leci taka rzadka kaszka, dosłownie drobniuteńka kaszka. Olej po prostu zmienił konsystencję. Zastanawiałem się co było przyczyną tego, bo samochód jak go kupiłem to był 1700 km po inspekcji (mam to w książce serwisowej) i był zalany syntetykiem Castrola a miał przebieg 45000 km - nówka prawie
.
Ponieważ micha kapała mi więc muiałem dolewac co jakiś czas, tak, że wlałem w sumie całą bańkę Lotosa. W momencie jak zlałem tę kaszkę to miałem już w silniku tylko Lotos-a i nie wiedziałem dlaczego był w nim taki szlam
.
Rozmawiałem na ten temat z wieloma osobami, mechanikami i róznymi specami od układów smarowania, ale nikt nie wytłumaczył mi tego tak, jak 10 letniemu dziecku - skąd ta kaszka. Wszyscy mówili, że do takich samochodów nie wlewa się Lotosa, bo to oleum dla poldeuszy, malusińkich i dajewo .
Do dzisiaj leje Castrol-a i jestem na razie
zadowolony, ale chętnie dowiem się czegoś ciekawego o Lotosie, bo teoretycznie pod względem parametrów to on nie ustępuje innym.