z tego co zauwazylem to w polsce jest tendencja taka, ze maksymalny przebieg auta idealnego to 150 tysiecy, bdb 200 tys db 250 tys a powyzej 250 tys to juz są same padła...
dziwi mnie to tym bardziej, że wiele ludzi pamięta czasy kiedy po naszych drogach jezdziły wysłużone pieczary i inne mercedesowskie ścierwo z przebiegami podchodzącymi juz w tamtych czasach pod pół miliona kilometrów a samochody jezdziły i jezdziły.
sprawą do roztrząsania na płaszczyźnie psychologicznej jest fakt kto tak nauczył ludzi niezbyt uświadomionych motoryzacyjnie ( bo tacy wlasnie patrza na przebieg i stan opon) ze auto powyzej 200 tys to juz padło? czy handlarze, kręcąc na potęgę liczniki spowodowali ze granica skręconego przebiegu po którym auto nadaje się do remontu wynosi wlasnie 200-250 tys ( a realnie pewnie koło pół bańki) km czy sami kupujący twierdzac ze auto po przejechaniu 250 tys jest do dupy wymuszają takie postępowania handlarzy.
inna sprawa że polski użytkownik jedynie szeroko dostępnych do konca lat 80 samochodów marki fiut i fsio które po 5 tysiącach km potrafiły stukać panewkami a które to auta żadko zdobywały się na wyczyn 150 tys km nie jest przygotowany na spotkanie się z idealnym samochodem w sensie technicznym po 300 tys km eksploatacji
bo przeciez zaden handlarz nie wcisnie kitu człowiekowi obeznanemu w temacie. "Frajery" po prostu kupują auto oczami jak kolorowe pudełka w mediamarkcie, handlarze to wiedzą i na tym zarabiają
i napędzają koniunkturę mechanikom
dla mnie przebieg nie jest wazny, z tych przyczyn które podał heveliusz
ale faktem jest że jeżeli kupuje się auto za dajmy na to 50 patyków, to można oczekiwać, że wszystko w aucie będzie się zgadzało z realiami.