Ok, a więc byłem zobaczyć tego mojego faworyta:
http://moto.allegro.pl/item348493077_au ... wane_.html
Stan faktyczny tak jak nie trudno było się domyślić, odbiegał od tego, czego można by się spodziewać po fotografiach, ale od początku. Najważniejsze na co poatrzałem to: blachy - pomęczone przez życie, ale jakiś fundamentalnych krzywizn nie zauważyłem. Byłem nawet na kanale, podłoga ok. Na 4ślada nie wyglądał. Skrzynia, wiadmomo w quattro należy szczególnie ją obejrzeć - nie dała powodów do obaw. Biegi wchodziły bardzo dobrze. Napęd "Q" działa nie stuka, nic niepokojącego nie zauważyłem. Od spodu oprócz braku osłony pod silnikiem wszystko wyglądało na ok, bez wycieków. Silnik - jedyna niewiadoma, koleś nie zaprzeczył, że dolewa oleju, ale nie potrzafił też dokładnie opisać ile. Bańkę wozi ze sobą, poza tym jak już pisałem wcześniej przesiadam się z B3PP, a ten B5Q AAH pomimo, że kultura pracy silnika była na dość wysokiem poziomie, nie porwał mnie on swoją mocą. Fakt, nie przekroczyłem 4000rpm na I i IIbiegu, ale żeby to nie wiem jaka moc była, to też nie mogę powiedzieć. Przy 1500rpm na IV i Vbiegu reakcja na gaz bardzo mała, choć wyczuwalna. Nie wiem czy te silniki tak mają, ale w porównaniu z kumpla E34 520, która zdaje się mówić "ech kolego wciśnij mi do końca!!" ta zdaje się mówić, "spokojnie, nie ma pośpiechu, dojedziemy..." powyżej 3000rpm robi się też nagle dużo głośniej, no ale to V6 i to chyba nawet też na +. Minusów jest mnóstwo, ale drobnych. Lampy, krzywe, na desce opuszczone już na maxa w dół, pomimo pustego tyłu, kierunki też krzywe, połamany plastik jakiś pod maską, klameczka środkowa od kierowcy nie odbija, poomijane wszystkie zabezpieczenia, immo wywalony, kluczyki dorobione (orginalne też są). Alarm orginalny i dodatkowy również nie działa, brak osłony pod silnikiem, połamane nadkola, wytarty forel kierowcy etc etc. Wszystko to tylko potwierdza ten przebieg - prawie 270kkm. Nie kupiłem, ale powód tego znajduje się niżej, nie powyżej! Więc tak: jechaliśmy sobie już do niego do domu, wypić kawę i dogadać się ostatecznie co do ceny (kręciło się o 200PLN w tą lub we w tą:). Zanim weszliśmy poprosiłem jeszcze o dowód rejestracyjny aby zweryfikować VIN no i zonk. Koleś przynosi mi kartę pojazdu i mówi, że idzie szukać dowodu bo mu gdzieś się zapodział

Numery na obu tabliczkach pod maską, zgodne z tym co w książce wozu, ale pojawiają się poważne problemy ze znalezieniem dowodu! Po 40minutach poszukiwań umówiliśmy się na dzisiaj że on przyjedzie do mnie jak znajdzie, a my z powrotem w lagunkę teściów i do Wrześni. Przed Kaliszem (połowa drogi niecałe 100km) koleś dzwoni, że dowód już się znalazł, ale woli pozałatwiać wszystko jutro we wrześni, niż teraz na szybko. W sumie racja też byliśmy zmęczeni. Teraz pytanie psychologiczne: czy on na serio go zgubił, czy to jakaś wyjebka? Powiedziałem ojcu, to zaraz kazał wszystko odwoływać, bo jakiś oszust, no ale jaki by to miało sens? Narazie nie odwołałem nic, umówiłem się z gliniarzami na rentgen papierów (kolesiowi jeszcze nic nie mówiłem nie wiem czy mówić przed jego wyjazdem przez telefon, czy postawić go przed faktem na miejscu). Moim zdanie również w papierach będzie wszystko ok, ale może koleś namierza gdzie mieszkam i mi furak wsiąknie po kilku dniach? W sumie ma klienta pewnego i dobę czasu również na przerzucenie gratów jakiś, ale bawiłby się w zamanę silnika/skrzyni czy czegoś tam innego? Napiszcie co o tym myślicie...
PS z uwagi, że istnieje możliwość, że furka może wsiąknąć tak szybko, że nawet laczków nie założe (dorobione kluczyki) poprosiłbym jeszcze na priv o jakiś mało inwazyjny sposób, może nawet tymczasowy, prosty w wykonaniu i trudny w wykryciu sposób na sprawne unieruchomienie silnika (poprostu który kabelek/przekaźnik ciach?) Z góry bardzo dziękuję!