Tak gdybam: jeśli ma całe auto dawcy, to można przełożyć zarówno silnik ze skrzynią (czyli odpada flansza) jak i całe wiązki i komputer. Ale zostają kwestie typu: mocowanie silnika do nadwozia (tzw. łapy), różnice w instalacji elektrycznej, kodowanie immo i/lub licznika itd. I tu pojawia się pytanie o sensowność takiej zamiany. Czy warto kosztem dużych nakładów finansowych i/lub czasowych dodawać sobie te 28% więcej mocy? Jeśli masz warunki, żeby się w to samemu bawić, to przy założeniu, że auto może postać z miesiąc, można by się pokusić