To ja wam powiem co mi sie zdarzyło lat temu kilka.
Miałem Mecedesa 190 2,0 na gaźniku Pierburga. Ciężkie stworzenie... Walczyłem z nim długo a powodem wszelkich kłopotów był brak takiej małej plastikowej puszeczki, z której paliwo spod gaźnika wracało do baku.
190 ma bak pionowo za tylnym siedzeniem, przy zatankowaniu do pełna albo gdy tył był wyżej od przodu paliwo ładnie się przelewało przez gaźnik i napełniało kolektor ssący a potem komorę spalania (a i do skrzyni korbowej pewnie też sporo poszło...).
Zaalarmował mnie kiedyś sąsiad teściów, że koło auta mam sporą plamę i śmierdzi benzyną. Już wiedziałem co jest grane. Zjechałem na luzie autem na płaskie podłoże i spróbowałem uruchomić silnik ale nic z tego, nad tłokami już było pełno. No to wykręciłem świece i obróciłem raz i krótko rozrusznikiem. Spoko - poszła ładna mgiełka. I zamiast zakręcić świece na powrót i odczekać chwilę postanowiłem jeszcze raz zakręcić żeby lepiej wydmuchać benzynę z cylindrów. No i ta sliczna mgiełka dostała zapłonu od kabli WN leżacych zaraz obok. I co - widowiskowy ogień objął pół komory silnika i prawy błotnik.
Gaśnicę miałem w bagażniku ale ten okazał się zamknięty a klucz w stacyjce. W kazdym razie zdązyłem jej użyć przed powstaniem jakichkolwiek strat (mata na masce juz się częściowo wypaliła a błotnik udało sie spolerować). Większe straty polegały na tym, że teściowa zabroniła mi nim jeździć
i kazała zawieźć do zaprzyjaźnionego fachowca.
Odebrałem auto 2 dni później po zapłaceniu chyba 70 zł i pojechałem do domu. Zaparkowałem (znowu z górki) i juz wiedziałem, ze znowu cieknie. No to od razu odpaliłem, żeby go przestawić i w tym momencie zapalił mi się gaźnik... A nie miałem kolejnej gaśnicy.
I co zrobiłem?
Stanąłem z dala i stwierdziłem: niech się gnój spali. I palił się tak do czasu aż stwierdziłem, że może choć 2000 zł za niego dostanę
. No i ugasiłem ten cholerny gaźnik własnymi dłońmi i jakimiś szmatami.
Potem jeździłem już tylko na rezerwie a jak wpadłem na pomysł jaki jest powód to kupiłem tą przeklętą puszeczkę za 10 zł na szrocie...
A auto sprzedałem rok później z rozbitym bokiem za 7700 zł (+ 6200 odszkodowania)
Wybaczcie długość posta...