Więc tak. Dokonałem dziś wymiany klocków hamulcowych, wprawdzie tylko z przodu, więcej klocków nie miałem
W każdym razie. Wymiana poszła tak, jak odkrywanie amazonki
po mniejszych i większych perypetiach
Co zrobiłem: odkręciłem z tyłu śruby (dwie) , zaciski się zwolniły i luźno wisiały. Ok. Wyjąłem klocki zużyte (wyglądały jak papier
), odciągnąłem dwa tłoczki za pomocą ścisku stolarskiego (miałem taki mały
) , przy okazji trochę płynu hamulcowego ze zbiorniczka wyleciało. Żałożyłem klocki, wszystko pasowało. Wkręciłem spowrotem śruby i voila. Ciekawa sprawa. Po zdjęciu koła i zdjęciu zacisku tarcza hamulcowa luźno wisiała, nie wiem czy tak powinno być, ale w obydwu kołach tak było więc chyba jest OK.
Złożyłem wszystko razem. Przejechałem się i kurcze, klocki trą.
I tutaj moje pytanie. Czy to tarcie po pewnym czasie ustanie?
Podczas jazdy próbnej mocniej zahamowałem i pedał hamulca zapadł się na pół skoku. Się trochę przestraszyłem, ale potem podpompowany, już zachowywął się ok. Tylko trą te hamulce i głupio słychać
Wymienialiście kiedyś? Dajcie znać bo jutro czeka mnie wyjazd i nie wiem, czy mogę tak jechać czy nie... :-?