"Paragraf ponad człowiekiem"
Nikt nie kwestionuje, że Henrykowi S. rzeczywiście skradziono samochód. Nikt też nie kwestionuje ważności jego ubezpieczenia od kradzieży. Dlaczego więc nie dostanie odszkodowania? Bo współpracował z policją i później, niż przewidują to warunki umowy ubezpieczeniowej, zgłosił szkodę do PZU.
Pan Henryk stracił trzyletnie Renault Megane w lutym przed supermarketem koło Kielc. Kradzież zarejestrowała kamera monitorująca parking. Natychmiast wezwani policjanci przybyli po kilkunastu minutach i bardzo się ucieszyli z nagrania. Mieli pewne podejrzenia. Poprosili pana Henryka, by na razie nic nikomu nie mówił i włączył się do tajnych działań operacyjnych.
- Jeździłem z nimi w różne miejsca, a w moim mieszkaniu za moją zgodą zainstalowano podsłuch telefoniczny. Gdy w trakcie przesłuchania zeznałem, że posiadam ubezpieczenie autocasco, policjanci poprosili o niezgłaszanie szkody ubezpieczycielowi, aby zawęzić maksymalnie możliwość przecieku informacji. Otrzymaliśmy szczegółowy instruktaż, jak rozmawiać w przypadku, gdy złodzieje zadzwonią celem uzyskania wykupu - opowiadał nam pan Henryk.
Działania operacyjne policji nie przynosiły jednak skutku, a tymczasem - dwa dni po kradzieży - Henryk S. musiał pilnie wyjechać do Niemiec. - Zgłosiłem się do policjantów prowadzących sprawę z pytaniem, czy mogę już zgłosić szkodę ubezpieczycielowi, ale wyjaśnili, że jeszcze nie, bo sprawa jest "na gorąco" i złodzieje na pewno jeszcze zadzwonią.
Gdy wrócił, funkcjonariusze bezradnie rozłożyli ręce: samochodu nie udało się odzyskać, a złodzieje wciąż pozostają nieznani. W efekcie Henryk S. pojawił się w PZU, gdzie był ubezpieczony, dopiero po trzech tygodniach.
Tylko z tego powodu inspektorat w Kielcach odmówił odszkodowania. Warunki ogólne umowy ubezpieczenia AC w PZU mówią bowiem w paragrafie 31., że kradzież musi być zgłoszona ubezpieczalni najpóźniej następnego dnia roboczego po jej stwierdzeniu. Henryk S. stracił w ten sposób około 35 tys. zł.
"Uważam za krzywdzące rozpatrzenie mojej sprawy jedynie pod kątem zapisów, które zamieszczone są w Waszych ogólnych warunkach ubezpieczenia AC. Klientem waszej firmy jestem od ponad 20 lat, w którym to okresie nigdy nie korzystałem ze świadczeń odszkodowawczych, mam na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci. (...) Postawa, którą się wykazałem, idąc na współpracę z policją, mogła doprowadzić do złapania
złodziei, odzyskania mojego samochodu, a przy okazji może innych, za które już wypłaciliście odszkodowania. (...) Odrobina chęci z Waszej strony może doprowadzić do potwierdzenia powyższego. Pełen optymizmu, liczę na ponowne, tym razem pozytywne rozpatrzenie mojej sprawy." - napisał w odwołaniu do oddziału okręgowego PZU w Krakowie, ale także druga instancja odpowiedziała mu odmownie.
Stanisław Psztyk z krakowskiego PZU, który rozpatrywał odwołanie, przyznał, że okoliczności związanych ze współpracą poszkodowanego z policją ubezpieczalnia w ogóle nie sprawdzała. - To dla nas bez znaczenia. My umowę ubezpieczeniową zawieraliśmy nie z policją, tylko z panem S., a on nie dotrzymał jednego z jej warunków, nakładającego obowiązek niezwłocznego powiadomienia PZU o kradzieży.
- Ale to tylko formalna przeszkoda. Jeśli Henryk S. napisał prawdę, to przecież odszkodowanie, na zdrowy rozum, mu się należy - broniliśmy kielczanina. Pracownik PZU: - Względy formalne są ważne, bo gdybyśmy wypłacali odszkodowania wszystkim, którym się one rzeczywiście należą, musielibyśmy radykalnie podnieść składki.
S. Psztyk dodał, że także inni poszkodowani zgłaszający ubezpieczalni kradzieże po terminie tłumaczą, że namówili ich do tego policjanci, którym bardzo zależy na dyskrecji działań operacyjnych. - Sygnalizowaliśmy to nawet ich przełożonym, aby poinformowano funkcjonariuszy o warunkach umów ubezpieczeniowych. Umowa jest umową. Jak ktoś się da na coś takiego namówić, niech potem ma pretensje do policji, a nie do PZU.
Sprawa pana Henryka S. najprawdopodobniej jest już przegrana, bo decyzja PZU jest ostateczna, a ewentualny proces z ubezpieczalnią problematyczny. Zapis w umowie ubezpieczeniowej pan S. rzeczywiście złamał. Jedyna szansa to o odszkodowanie zwrócić się do policji. - W takich przypadkach badamy sprawy indywidualnie i jeśli faktycznie się okazuje, że ktoś poniósł stratę, staramy się pomagać - powiedział nam Marcin Szyndler z biura prasowego Komendy Głównej Policji. Dodał, iż nawet tajne działania operacyjne są przez policję dokumentowane i wersję zdarzeń podaną przez pechowego ochotniczego współpracownika policji będzie można łatwo potwierdzić, ewentualnie zweryfikować. Może to jednak zrobić tylko policja, która w tej sytuacji będzie niejako sędzią we własnej sprawie. Henryk S. nie otrzymał bowiem żadnych kwitków, z których wynikałoby, iż rzeczywiście proszono go o niezgłaszanie szkody.
- Wszystko załatwialiśmy na gębę - mówi teraz z żalem pan Henryk, który głupio stracił 35 tys. zł.
____________________________________________________________
Artykul z Gieldy Samochodowej WYDANIE No 65/720 z dnia: 2002.08.20
_________________ ____________________________
Audi 80 B4 1,9 TDi 1994r Klima - sprzedana 03.02.03r godz 15.07 Przejsciowo PEUGEOT 406, 1,9TD, 1998r, kombi, klima, ABS, radio, poduszki - na sprzedaz !
|